Jak nie prowadzić bloga?

czyli bezradnik dla ludzi w wiecznym niedoczasie.

Taka historyczna dygresja – to nie tak, że mam 30 lat, i od jakiegoś czasu w wyniku kryzysu wieku średniego postanowiłam dzielić się swoimi mądrościami w sieci. Co to, to nie! Przejawy nadmiernej gadatliwości były rejestrowane i odnotowywane odkąd przestałam na chleb mówić „pep”, więc dość wcześnie. Zatem pierwszy blog był zlepkiem notatek z nurtu weltschmerz uciemiężonej nastolatki, która to przeżywa miłość swojego życia czy tam inny sprawdzian z przyry. Problemy tej samej rangi! Sam design strony to była nie lada gratka – domena na Tenbicie  i zabawy w <html>. Kto sam ustawiał tam migające i ruchome linki uchodził za webmastera. Teraz to już tylko boomer☺

Później wszyscy heheszkowali z blogów, woo-hooo co to za zajęcie. Więc gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że za 15 lat do tego wrócę – noł łej. Założyłabym się o różowe włosy, że ani jednego, ani drugiego nigdy mieć nie będę. No i teraz miałabym rudo-różowe włosy…oh! Ten zakład też przegrałam. #ups

Do brzegu Skowrońska, do brzegu!

Ostatnio znajomy pyta mnie, po co mi ten blog, i że mogłabym podbić zasięgi, gdybym publikowała teksty o jakiś ludzkich godzinach (wtedy, kiedy „się dobrze klika”), a nie – ja – wiecznie uparta – wrzucam te swoje wypociny, to o 22, albo w sobotę, kiedy wszyscy poza internetami.

I tak sobie myślę… no stary – racja! Ty to masz łeb!

Tylko, że ja tu jestem, bo to jest lepsze niż psychoterapia (jak sobie mądry z mądrym pogada, a jak do tego skromny, to już lepiej nie będzie!).

Po drugie – nie wiem jak wy ogarniacie czasowo, ale u mnie to jest mniej więcej tak, że do 9 rano nie wiem jak się nazywam, bo wiadomo – chciałoby się zjeść coś, co ma imitować zdrowe śniadanie, drugą ręką ubieram dzieci i plotę warkoczyki, a trzecią…ups! Później pracka, w której, jakby to ująć – spełniam się twórczo, ale w trochę innym zakresie. A po pracce, jak się uda, to zasłużony relaks na kanapie z kopytami do góry, bo pranie się samo robi, dzieci się same bawią i mąż jakby też zupełnie niczego ode mnie nie chce. Wszystkie moje obowiązki ogarnia osobisty konsjerż, więc mogę sobie leżeć i pachnieć. Od niechcenia czasem przełączę płytę w gramofonie, ale niezbyt często, żeby się nie zmęczyć. No bajka! Jak już ta sielanka się kończy, znudzi mi się to wieczorne leniuchowanie, czyli mniej więcej w okolicach godziny 21, to wtedy myślę sobie….ahhh wreszcie coś napiszę, żeby móc to opublikować o najgorszej, najmniej klikalnej godzinie, gdy już wszyscy idą spać. That’s the spirit! You go, girl!

A tak serio, to dlaczego robię wrzutki w te nieklikalne godziny? Po pierwsze: bo mogę i nic nie muszę. Po drugie: bo tylko wtedy mogę i nic innego nie muszę 😉

I tak – wiem, że wordpress umożliwia zaplanowanie posta na inną godzinę. Tylko po co? Jestem tu TERAZ, i tak wygląda bajkowe życie, gdy próbujesz z niego uszczknąć coś dla siebie. Po co się oszukiwać? Oczywiście fajnie jest mieć zasięgi i czytelników, ale jak wiadomo ja piszę, żeby moi bliscy mogli odpocząć od mojego gadania. Tu przyświeca wyższy cel i dobro o zdrowie rodziny, dlatego proszę uszanować moje publikacje w najgorszym czasie antenowym. Bo ani nie zamierzam, ani nie chcę tego zmieniać

I Wam też tego życzę. Żebyście mieli chociaż chwilkę dla siebie. Mogli, chcieli i niczego nie musieli Peace!

Photo by Min An on Pexels.com

One thought on “Jak nie prowadzić bloga?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: