
Nieodległy czas i nieodległe miejsce. Samiec z lubością obraca w palcach solonego krakersa popijając zimnym piwkiem. Leniwie i z rzewnym spojrzeniem delikatnie muska palcami drugiej ręki wymęczone już, i nadgryzione zębem czasu…przyciski na pilocie. Samica zaś w odosobnieniu, w innym pomieszczeniu bezpiecznej lepianki, w pocie czoła przygotowuje strawę dla całej familii, sprząta, pierze, tańczy, zabawia. Istny cyborg. Toż to robot, nie kobieta. Czytała Krystyna Czubówna.
I tak to, Moi Mili, wygląda w wielu domach obecnie, w tym wcale nieodległym czasie i miejscu. Może u sąsiada, a może u Was. Automatycznie nasuwa się współczucie dla tej biednej, uciemiężonej, urobionej po same łokcie kobiety. Przecież Pan Domu, głowa rodziny, zarobił (albo i nie), trochę zielonych, więc należy się Wać Panu spokój i odpoczynek. Poza tym, na pewno nie umiałby ugotować, posprzątać czy zająć się dziećmi tak dobrze jak kobieta… Brzmi znajomo?
Dodatkowo przyjęło się, że obowiązki domowe spoczywają na kobiecie. Ale gdzie tam, Pańciu, jakieś dziękuję za tę ciężką robotę. Za to jeśli szanowny Pan zdobędzie się na odwagę i bezpośrednie starcie z mopem, czy odkurzaczem to alleluja. Pieśni chwalebne to chyba sam Jaskier będzie pisał.
I ja niestety nie mam współczucia dla tej kobiety. Przykro mi. Wzięłaś na siebie to wszystko, to teraz masz swoją orkę i płacz. Jegomość Pan, głowa rodziny, pozwalał sobie na komentarze o swoich dwóch lewych rękach, to teraz odcina kupony. I tymi dwiema lewymi rączkami wcina krakersy, popija piwko i klepie się po brzuchu, kiedy Ty – wcale nie-biedna kobieto – zasuwasz w kuchni do utraty tchu. Tudzież do porzygu, bo ileż można.
Wiele z nas, kobiet sobie to robi. Wierzymy, że w pracach domowych jesteśmy niezastąpione, potrafimy robić kilka rzeczy na raz, i zawsze wszystko jest na tip-top. I jak ten chłopaczyna, konkubent czy też mąż raz nastawi pranie, pomiesza kolory czy zamiast do pralki, wrzuci do suszarki, to od razu jedziemy po nim jak po łysej kobyłce, i biedak traci zapał. A my cierpliwość. Przecież finalnie i tak wiadomo, ze zrobimy wszystko lepiej i szybciej. Ale bez urazy, Panowie. Obsługa pralki, zmywarki, czy odkurzacza to nie jest rocket science. Większość z Was łapie to w lot! Co do tematów mniej technicznych, wymagających innej wiedzy tajemnej, jak np. zmiana pieluch czy nakarmienie latorośli, to widzę to tak: Pan wiedział JAK zrobić, a teraz już nie wie CO z tym berbeciem zrobić? Halo, halo. To chyba tak nie działa!
Przykład anegdotyczny. W rozmowie z przyjacielem, żalę się pewnego razu, że do pracy się zabrać nie mogę, myśli rozbiegane, wkurw czai się za rogiem i ogarnąć kuchnie muszę, bo w takim rozgardiaszu pracy nie zdzierżę. I chcąc nie chcąc, jęczę, że małżowi memu, taki stan rzeczy zdaje się nie przeszkadzać. Oczywiście oczekując współczucia i podziału smutku, czytam odpowiedź. „Agata, ale to jest Twój problem, nie jego”. Eureka! Problem jakby mój, ale syf już wspólny. Więc po krótkiej naradzie z małżonkiem, vel. współwłaścicielem lokum, kuchnie ogarnęliśmy raz dwa. Mi się lepiej pracowało, małżowi nie zrobiło to różnicy, ale każdy kto kiedyś mieszkał z kobietą, wie, że wszystkim żyje się lepiej gdy owa jest zadowolona. Prawda oczywista. Win, win.
Czasem w rozmowie ktoś mnie zapyta „To pomaga Ci ten mąż coś w domu?” No nie. Nie pomaga, bo odkąd pamiętam dom mamy wspólny, dzieci też. O ile każde z nas ma swoją działkę, w którą jedno drugiemu się nie miesza, o tyle kwestie utrzymania porządku, gotowania, czy zajmowania się dziećmi – to są sprawy wspólne, które każde z nas potrafi robić. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała, że niektóre rzeczy robię lepiej (Daaa!), ale z upływem lat akceptuję już tę niedoskonałość w wykonaniu mojego niepedantycznego partnera 🙂 Ja mogę sobie ustawiać przyprawy etykietkami do przodu, a co! Natomiast on jest normalny i nie musi! Ale dopóki przyprawy są w szufladzie w kuchni, a nie w garażu to problemu nie ma. Pampersa dziecku też zmieni, a jak trzeba to nawet dziewczynom uczesze kucyka. Może czasem pójdą do przedszkola w ciuchach z innej epoki, ale dopóki zimą nie chodzą w sandałach i krótkich spodenkach to nie ma dramatu.
Miałam też przez pewien czas taki nawyk, że wychodząc z domu bez dzieci, co jakiś czas przychodziła mi do głowy myśl „Omójborze szumiący, a jak on zapomni dać jej podwieczorek?!? A jak będą zmęczone, a on ich nie położy spać…” itd. I wtedy mnie olśniło. Przecież on też je kocha i chce dla nich najlepiej. Co z tego, że czasem zjedzą parówki na kolacje albo pójdą chwilę później spać. W sukienkach zamiast piżamy. Naprawdę. Co z tego?
Przecież gdy to on idzie w balet lub inne miejsce uskuteczniać zacieśnianie więzi społecznych, to nie zastanawia się czy ja w tym czasie zmieniłam młodej pieluchę, czy była na spacerze albo czy ma katar. Mężczyźni potrafią oddzielać role jakie pełnią w życiu. I to jest zdrowe. A my kobiety, zwłaszcza matki, mamy z tym czasem ogromny problem. Matka przede wszystkim, a cała reszta gdzieś na szarym końcu. A chodzi właśnie o to, by czasem zrzucić to z barków. Panowie są nie mniej zdolni i ogarnięci w kwestiach zajmowania się domem czy dziećmi, niż my. A przecież poza domem też jest życie! Serio, serio. Są ciekawi ludzie, sztuka, hobby, podróże (tak tak, covid srovid, kiedyś będzie normalnie). Każdy ma takie samo prawo i przywilej do korzystania z życia. Jeśli nie chcesz, to siedź w domu, ale nie miej pretensji, że wszystko bierzesz na siebie. A Panowie czasem mogą trochę bardziej proaktywnie podejść do tematu. Zechcieć wprosić się w tajemny świat mycia garów, czy układania ciuchów w szafkach.
Wiem, że antropologicznie i psychologicznie to kobieta jest strażniczką domowego ogniska i zawsze w głębi serca będzie się martwić o dom i rodzinę. Choćby sobie wmawiała, ze jest inaczej, i że taka wyemancypowana, że hoho. A ja, jako zagorzała przeciwniczka patriarchatu, chcę Wam powiedzieć, że nasi mężczyźni, naprawdę potrafią wiele. Tylko trzeba im pozwolić. Niech popełniają błędy. A wtedy my możemy usiąść z tym Prosecco i wreszcie pozwolić, by odpowiedzialność podzieliła się na dwa. Doceń się, kobieto. I doceń swojego faceta. I daj się docenić.
Cheers!
Photo by cottonbro on Pexels.com
Hej,
1. Fajny post i blog 🙂
2 . Również jestem za podziałem pół na pół ALE 🙂 takim prawdziwym pół na pół. Nowa szafka? Składajmy ją razem. Zatkany kibelek? Tym razem twoja kolej kochanie. Problem z samochodem? Ostatnio ja to załatwiłem więc teraz ty… i tak dalej… zatkana rynna, koszenie trawy, wyciągnij coś z piwnicy… i wszelkie inne „obrzydliwe”, wymagające trochę wysiłku lub odrobinę wiedzy technicznej (którą można znaleźć w internecie) zajęcia. Profity też powinny być pół na pół (np. urlopy związane z dziećmi).
Według mnie problem jest w tym, że kobiety w większości przypadków chcą podziału pół na pół obowiązków „zwyczajowo kobiecych”, a gdy facet chce tego samego, gdy sprawa dotyczy obowiązków „zwyczajowo męskich”, to przestaje być kochającym dżentelmenem (no wiesz co, co z ciebie za facet?), a zaczyna być… no właśnie kim? …i faceci wiedzą, że tak będzie dlatego ciężko jest im przyjąć te kobiece „pół na pół”.
Wyobraźmy sobie natomiast piękny świat w którym WSZYSTKO jest pół na pół. Jak urocze mogłyby być wtedy targi: ile obiadów warte jest np. odtykanie kibelka 😀
Co o tym sądzisz?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hej! Dzięki 🙂 dzielisz się cennymi uwagami, ale ja nie do końca jestem za podziałem równo pół na pół. Jak zaznaczyłam – są rzeczy którymi ja się zajmuje i nie przerzuca tego na partnera, są też sprawy które ogarnia tylko on, i nie dzielimy się tym. Natomiast nie ma podziału na zadania typowo kobiece czy męskie. Czasem to ja odstawiam auto do serwisu, a czasem to on odkurza czy sprząta łazienkę. Chodzi o równowagę 🙂
Myślę też, że to kwestia dogadania i tego czy ktoś jest bardzo mocno związany z podziałem obowiązków na kobiece i męskie. Ja tego problemu nie mam, ale wiem że tak może być 🙂
PolubieniePolubienie