Czy ja Cię chociaż lubię?

Wchodzisz do klasy, do sali, do nowej pracy i towarzyszy Ci lęk. Czy ci ludzie Cię zaakceptują, czy Cię polubią? Czy będą mieli o Tobie dobre zdanie? A może od pierwszego poznania zostaniesz wyrzucony poza margines, zaszufladkowany, wyalienowany. Nikt Cię nie polubi, nikt nie będzie szanował. Trochę straszne, co? Chyba każdy się tego obawia, albo obawiał na pewnym etapie swojego życia. Jedni mają takie przykre wspomnienia związane z okresem wczesnoszkolnym, dla innych to dojrzewanie było najcięższe, a jeszcze inni zupełnie nie odnaleźli się w namiastce dorosłego życia czyli studia, a jeszcze później praca.

W tym szufladkowaniu ludzie potrafią być okrutni. U małych dzieci jest to o tyle wybaczalne, że generalnie nie są świadome jaki wpływ na drugiego człowieka ma jawne okazywanie dezaprobaty. Inaczej sprawa ma się wśród młodzieży czy dorosłych. Tak – dorośli też potrafią świadomie ignorować i wyrzucać poza zamknięty krąg zrozumienia osoby ze swojego otoczenia. Czy to na uczelni, czy w pracy, ale nawet w obrębie rodziny.

Mało kto zdaje sobie sprawę z długofalowych konsekwencji takich układów międzyludzkich. Jak ciężko może być takiemu outsiderowi, zwłaszcza jeżeli jest nim nie z własnej introwertycznej woli. Z resztą, introwertycy również chcą być akceptowani przez grupę. Nawet jeśli na swoich zasadach i bez przesadnie bliskich kontaktów.

Nie ukrywam, że przez znaczną część swojego życia również byłam mega lękliwą i nieufną osobą. Akceptacja otoczenia miała dla mnie ogromne znaczenie i jakikolwiek niuans powodujący zwątpienie w przynależność do grupy, powodował u mnie złe samopoczucie. Oczywiste, że każdy chce być fajny, akceptowany i lubiany.

Ogromna część ludzi ma tendencje do uzależniania swojego samopoczucia i samooceny od tego jak postrzegają nas inni. Czym innym jest konstruktywna, obiektywna opinia związana np. z brakiem jakiejś naszej umiejętności, a czym innym jest bezpośredni wjazd na psychikę i kategoryzowanie ludzi na fajnych i niefajnych, tylko przez pryzmat cech charakteru, które dominują w grupie np. rówieśniczej.

I teraz panaceum na całe zło tego świata. Wiecie jakie? Do mnie to przyszło z czasem i przepracowaniem całego strachu o dezaprobatę. Oczywiście ktoś może zarzucić mi, że to nie takie łatwe, że się nie da, że nie każdy tak potrafi. Oczywiście, to nie jest łatwe i zajmuje dużo czasu, a i efekt nie jest wielce spektakularny, bo właściwie na zewnątrz zmiana jest prawie niezauważalna.

Ale to my mamy tę zmianę zauważyć. Ta zmiana polega na tym, że nie martwię się już o to, czy ktoś mnie lubi, nie czekam na akceptację, nie wpływa to na moje samopoczucie, nie próbuję nikomu się spodobać, zdobyć czyjegoś uznania. Mam swój ogródek i ludzi, dla których jestem ważna, i ta relacja jest odwzajemniona. To ma dla mnie znaczenie. I to ja, wchodząc w nowe otoczenie wybieram i decyduje czy lubię tych ludzi czy nie. To oczywiście nie znaczy, że jestem zupełnie niewrażliwa na komentarze, ale nie przejmuję się tym utartym „co ktoś sobie o mnie pomyśli”. No nie. I już. I wam też tego życzę. To naprawdę świetne uczucie, a przy wigilijnym stole doprawdy bardzo przydatne – żadna uwaga o kolejny kawałek serniczka nie naruszy waszej samooceny. Pamiętajcie, że na serniczek jest osobny żołądek. W serniczku jest moc i od serniczka się nie tyje. CZARY!

Photo by Felix Mittermeier on Pexels.com

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: