
Trauma. Z tym kojarzy mi się dzisiejsza wizyta w jednym z domów rozpusty, czy tam domów handlowych. Musicie wiedzieć, że autentycznie nienawidzę, nie cierpię, nie znoszę wizyt w galeriach handlowych. Jeżeli się da – kupuję wszystko przez internet. Obce mi są tłumne wycieczki i zjazdy rodzinne na wyprzedaże, czarne piątki i różowe soboty. Niet. Dziś niestety wyższa konieczność zmusiła mnie do takiej podróży krajoznawczej. A uwierzcie mi – czułam się jak w jakimś skansenie, czy zoo – zupełnie obco.
Wiem, że jest okres przedświąteczny i połowa społeczeństwa dostaje białej gorączki i wypieków na myśl o tym, ile rzeczy trzeba kupić! Olaboga. I tak poruszam się pośród niemal obłąkanych dusz. Ale niezupełnie – w oczach furia i szaleństwo. W tę alejkę po cukier, a w tę po polewę do pierników!
Zastanawia mnie jedno – jak ci ludzie przeżyli cały rok? Nie jedli? Nie pili? Nie korzystali z kosmetyków do higieny osobistej? Zdaje sobie sprawę, że przygotowanie kolacji wigilijnej wymaga większych zakupów, ale błagam – wyprawa jak na wojnę, pośpiech, wszystkich produktów trzeba nabrać na zapas. I to wszystko na 2 tygodnie przed świętami? Chociaż z relacji znajomych wiem, ze ponoć taki stan utrzymuje się już od kilku weekendów. Właściwie gdy dogasa ostatni znicz po 1 listopada – w witrynach sklepowych już cieszą się do nas Mikołaje i inne rozpustne aniołki.
Wróćmy do sklepu – na wpół-obłąkani myśliwi w poszukiwaniu mąki i zabawek przeciskają się przez alejki, ocierając się o siebie niczym młodzież w stołecznych Hybrydach. Hulaj dusza, piekła nie ma. A nie sorry – COVID-a nie ma. I tu nasunęła mi się taka katastroficzna refleksja. Nikt nie spodziewał się, że w XXI wieku zostaniemy zamknięci w domach, zamaskowani, anonimowi, z ograniczoną wolnością i światem przewróconym do góry nogami. Nikt się nie spodziewał, nikt nie uwierzyłby w to jeszcze rok temu. Ale jednak to się wydarzyło i musimy pogodzić się z takim stanem. Przejściowym, ale jednak. Więc wyobraźmy sobie, ze cała ta zakupowa szarańcza nagle otrząsa się w rzeczywistości, w której nie ma kont bankowych. Z większą lub mniejszą ilością zer, przed przecinkiem. W jednej sekundzie nie możemy kupić pierdyliarda lalek, zabawek, ciuszków, perfum i skarpetek. I co teraz? Co podarujemy bliskim? Jak zapełnimy tę lukę materialnych prezentów, trafionych bardziej lub mniej.
Dla jednych ulga – wreszcie budżet się nie liczy, wreszcie nikt nie pomyśli, że prezent lichy, tani. Wreszcie rozwiną skrzydła i pokażą co im w sercu gra. Jeden może przygotuje piosenkę dla mamy, zamiast tych perfum, jak co rok. Ktoś inny może namaluje obrazek, zamiast butelki whisky czy innego umilacza-rozpraszacza czasu.
Drudzy natomiast – strach, pożoga. Co zrobić? Przecież odpowiednią kwotą pieniędzy można zapełnić tę lukę, ten brak bliskości. Wystarczy odpowiednio drogi prezent pod choinką i rekompensujemy bliskim brak czasu i więzi przez większą część roku.
A wy co moglibyście ofiarować bliskim, gdyby to nie zasobność portfela wpływała na jakość prezentu? Może czas – zamiast scrollować facebooka wieczorami, to usiąść razem z kubkiem herbaty czy tam innej cieczy wysoko, bądź niskoprocentowej i porozmawiać? Powspominać? Zapytać co słychać? Dowiedzieć się co u tej drugiej osoby, z którą może akurat mieszkamy, słychać? I naprawdę chcieć poznać odpowiedź? Taki prosty podarunek, jak czas.
A może bliskość czy intymność? Kiedy ostatnio się przytulaliście? Ze swoją drugą połówką, a może z przyjacielem, lub bratem. Można dać im album ulubionego zespołu, a można po prostu być, podzielić się czasem i pozwolić bliskiej osobie, by bez wstydu i skrępowania opowiedziała o swoich zmartwieniach i radościach. Bez uprzedzeń otworzyć się na wszystkie odcienie człowieka, który jest przy nas.
Może Twoja relacja z kimś ucierpiała? Nie jest Wam po drodze, może jest między Wami jakieś napięcie, niewyjaśnione sprawy, kłótnie skończone wpół zdania. Przebaczenie – co powiesz na taki prezent pod choinką? Może to Ty bijesz się ze sobą by zakopać wojenny topór, lub czekasz, aż ktoś wybaczy Ci Twoje potknięcia. To nic nie kosztuje. Ot, tylko tyle i aż tyle.
Masz z kimś świetną relację. Jesteście jak bratnie dusze, a Ty wciąż podświadomie tę osobę odsuwasz. Bo rodzina, bo dzieci, bo praca, bo nie ma czasu. Wiem, że przyjaźń nie rodzi się z dnia na dzień, ale wiem też, że część z nas odkłada to „na lepsze czasy”. Gdy będziemy mieć więcej wolnego, szczęścia, ochoty, a ustawienie księżyca i okoliczności będą sprzyjać. A może lepszych okoliczności niż teraz – już nie będzie?
Są też oczywiście bardziej przyziemne prezenty, nie wymagające zasobnego portfela, które niejeden i niejedna z nas chętnie znalazłby pod choinką. Całus? Śniadanie do łóżka? Wspólny spacer? Zabawa z dzieckiem nieprzerywana zaglądaniem w telefon? Podróż donikąd o zachodzie słońca? Może wreszcie spełnisz jego erotyczną fantazję, lub Ty jej? Do tego nie trzeba więcej, niż chęci. Czasem wystarczy zmyć naczynia lub zabrać dzieciaki na spacer, gdy ona chce odespać ciężką noc.
Pomyślcie o tym, co moglibyście ofiarować bliskim, gdyby to nie stan konta determinował jakość i wartość prezentu. Możesz chcieć nauczyć się chińskiego, może chcesz umieć latać. To wszystko jest możliwe, ale najpierw…
Ściskam Was. W ten przedświąteczny, nieco dziwny i inny niż zwykle czas. Ho, ho, ho.
Photo by cottonbro on Pexels.com
O, tak. Dom rozpusty. Bardzo dobrze określenie! Również nie lubię galerie i podobne miejsca w czasach bożonarodzeniowej szaleństwa.
PolubieniePolubienie
*bożonarodzeniowego szaleństwa 🙂
PolubieniePolubienie
Na szczęście większość można zamówić przez Internet 🙂 uff…
PolubieniePolubienie